DENKO Listopada i Grudnia 2018

14 Komentarzy

Cześć Dziewczyny :)

Moje denko z ostatnich dwóch miesięcy jest co najmniej dziwne i bardzo mnie zaskoczyło. Znów zużyłam całkiem sporo kosmetyków. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że nie zużyłam żadnego kosmetyku kolorowego, a używałam ich bardzo dużo. Kolejnym fenomenem tego denka jest to, że mimo zerowego zużycia w obszarze kolorówki, pożegnałam się z wieloma produktami do demakijażu.
Tym razem wiele z kosmetyków, jakie osiągnęło denko, okazało się średniakami i używałam ich trochę na siłę. Oczywiście były też genielne kosmetyki, które stsowałam z wielką przyjemnością, ale były tez takie, których zuzyć nie dałam rady.

No nic, koniec tego wstępu, przejdźmy do rzeczy!

Płyn do kąpieli Cien z Lidla okazał się całkiem dobry i choć zazwyczaj kupuję te z Biedronki, to Thermal Spa był niczego sobie. Dobrze się pienił, ładnie pachniał i nie wysuszał skóry. Nasze relacje były bardzo poprawne, a jeśli dodać do tego korzystną cenę to były one wręcz  fantastyczne ;). Być może jeszcze kiedyś zakupię go, ale wypróbuję inna wersję zapachową. 

Peeling do ciała Kueshi - FRESA o zapachu truskawki bardzo lubiłam. Był niesamowicie wydajny, genialnie się pienił i mocno pachniał truskawkami, choć zapach ten był nieco chemiczny (a może tylko mi się wydawało, bo był niesamowicie intensywny). Nie natłuszczał skóry, jedynie doskonale zdzierał martwy naskórek. Można powiedzieć, że jego ścierniwo było zatopione w żelu pod prysznic, bo kosmetyk ten nie miał w sobie żadnych substancji, które mogłyby natłuszczać skórę. Drobinek ścierających było w nim bardzo dużo i bardzo dobrze się pienił, właśnie dlatego jego wydajność była niezwykle wysoka. Pewnie jeszcze do niego wrócę. Bardzo go lubiłam!

Emolientowy olejek do kąpieli i pod prysznic od GoCranberry natłuszczał za to bardzo dobrze. Kiedy nie miałam czasu na stosowanie balsamów, czy maseł do ciała po kąpieli, wlewałam go do wanny i kiedy z niej wychodziłam robota była już zrobiona. Był ok, choć bez rewelacji, bo nie miał zapachu.

Olejek do ciała Tajemnica Piękna od Kneipp pachniał prześlicznie. Używałam go tuż po kąpieli na jeszcze wilgotne ciało. Bardzo go lubiłam ze względu na zapach!

Masła do ciała SeeSee używałam na siłę. To był jeden z tych kosmetyków, których za bardzo nie lubiłam. Generalnie, jego działanie było bardzo dobre bo natłuszczał i nawilżał skórę na długo, ale.... i tu się zaczyna! Przyjemność stosowania była praktycznie zerowa. To masło było toporne i nie chciało się rozsmarowywać, zapach był mocno średni i gdyby jego działanie było tylko przeciętne, to nie zużyłabym go do końca.


Szampon do włosów CREIGHTONS Argan Smooth był najbardziej chemicznym szamponem z jakim w ostatnim czasie miałam do czynienia i od kiedy otworzyłam opakowanie i przeczytałam skład, to używałam go tylko do prania pędzli. Nie odważyłabym się użyć go do czegokolwiek innego. Musze jednak przyznać, że z praniem pędzli radził sobie doskonale! Sama bym go nie kupiła, ale znalazłam go w jednym z beauty box-ów, więc postanowiłam zrobić z niego użytek.

Zużyłam również dwa szampony merki Equilibra, którą bardzo lubię. Ma ona bardzo dużo dobrych kosmetyków z dodatkiem aloesu. Swego czasu używałam ich naprawdę dużo. Zawsze zamawiałam w aptekach DOZ. Ostatnio trochę mniej obcuję z tą marką, ale możliwe, że to się jeszcze zmieni, bo bardzo ja szanuję. Kosmetyki Equilibra mają dobre składy i dużą zawartość aloesu. Mają świetne działanie nawilżające i są niezwykle delikatne.

Muszę również pochwalić AKSAMITNĄ KURACJĘ do mycia włosów Biały Jeleń. Ten szampon jest naprawdę świetny! Doskonale oczyszcza włosy i skórę głowy, jest delikatny, ma bardzo dobry skład i polecany jest szczególnie dla osób z problemami alergicznymi skóry. Jeśli szukacie delikatnego szamponu do włosów w rozsądnej cenie to skuście się właśnie na ten!


Zużyłam również dwie maski do włosów: O'HERBAL zwiększającą objętość włosówKALLOS z Biotyną. Zdenkowałam również odżywkę ISANY z Pantenolem i witaminą B3.
O'HERBAL i KALLOS zużyłam na siłę, bo poza tym, że lekko pomagały w rozczesywaniu włosów, to nic, ale to absolutnie nic nie robiły. Już bardziej byłam zadowolona z działania odżywki ISANA, choć szaleństwa tu również nie było. Nie będę się rozpisywać, bo szkoda mojej i Waszej energii. Zwyczajnie nie polecam tych produktów. Jest na rynku wiele lepszych w podobnych cenach!

Wcierki do włosów DERMEDIC Capilarte i PILOMAX nie zrobiły szału, ale też nie zaszkodziły. Nie zauważyłam po ich stosowaniu żadnych spektakularnych efektów, ale nie chce narzekać. Być może jeszcze te efekty przyjdą :)

Olejki Kerabione Booster i olejek arganowy o zapachu pomarańczy dodawałam do olei bazowych i robiłam olejowanie włosów. Nie chce się wypowiadać, bo jak wiadomo, aby olejowanie przyniosło efekty trzeba robić je regularnie i cierpliwie, a ja z braku czasu nie stosowałam się do zasad olejowania zbyt dobrze.

W listopadzie i grudniu dużo czasu poświeciłam na dokładny demakijaż, co zaowocowało dobrze oczyszczoną i gładką cerą. Skóre oczyszczałam kilkuetapowo. 
Najpierw nakładałam na twarz olejek i masowałam. Najlepiej sprawdził się tutaj MIYA mySUPERskin, bo nie tylko doskonale rozpuszczał makijaż, ale również fantastycznie pachniał. Olejek do demakijażu GoCranberry też był niezły, ale tak ładnie nie pachniał. Zużyłam również oliwkę hydrofilną do oczyszczania skóry twarzy INGENI, która była tylko próbką, ale naprawdę świetnie mi się z nią współpracowało i mam ochotę na pełnowymiarowe opakowanie! 

Po rozpuszczeniu makijażu oliwką, zmywałam wszystko żelem do mycia twarzy, ponieważ nie lubię mieć tłustej warstwy olejku na skórze. Najlepiej sprawdziła się BIODERMA Sebium, bo doskonale się pieniła i była bardzo wydajna, świetnie zmywała olejki. Himalaya Neem w piance okazała się średniakiem, ale dawała radę. Nie była tak wydajna i skuteczna, jak Bioderma, ale używałam jej i nie narzekałam. najgorzej wypadł tu Biolaven i wiem, że już do tego żelu nie wrócę! Nie lubię kosmetyków do oczyszczania twarzy, które się nie pienią, a ten żel nie pienił się absolutnie wcale i nie wyróżniał się specjalnie działaniem oczyszczającym. Oczyszczał raczej średnio.

Ostatnim etapem oczyszczania twarzy było przetarcie skóry płynem micelarnym. Zarówno Biały Jeleń, jak i Kueshi sprawdziły się w tym celu doskonale, chociaż bardziej lubiłam Jelenia. Obydwa miały właściwości przywracające skórze naturalne pH, więc działały trochę, jak toniki.

Zużyłam również 1- minutową maseczkę Nivea Urban Detox. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że będę z niej, aż tak zadowolona. Używałam jej mniej więcej raz w tygodniu.Świetnie oczyszczała i działała trochę, jak peeling, gdyż miała w sobie drobinki ścierające i przy zmywaniu i masowaniu, to właśnie one złuszczały martwy naskórek. Jej wadą jest to, że może zaszczypać przy nałożeniu, więc polecam ja tylko osobom "gruboskórnym" (takimi, jak ja). Wrażliwcy raczej nie będą dobrze dogadywać się z tą maską.


Po oczyszczaniu przyszła kolej na dalsze etapy pielęgnacji.

Antybakteryjna PAPKA do cery trądzikowej JADWIGA służyła mi kiedyś, ale gdy przestałam mieć problemy z wypryskami, schowałam ja głęboko. Niedawno ja przypadkowo znalazłam i okazało się, że jest całkowicie wyschnięta. Niestety muszę ją wyrzucić. Polecam ją dla osób borykających się z trądzikiem, w kryzysowych sytuacjach bardzo się przydaje.

Serum, na rozszerzone pory i preparat punktowy NORMACNE od Dermedic niestety nie doczekały się premiery na mojej twarzy. Zwyczajnie nie miałam kiedy ich użyć, bo nie miałam problemów na które mogłyby pomóc. Sprawdzałam ostatnio daty ważności kosmetyków i okazało się, że już dawno po terminie :( Niestety musimy się pożegnać. Bye...

Nocna maska na twarz NovAge Intense Skin Recharge od Oriflame to jeden z moich HIT-ów!  Jest ona bardzo odżywcza i mega nawilżająca. Rano skóra jest wypoczęta, promienna, gładka, a pory skóry są zwężone. Można ją używać jako maskę nakładając na skórę grubszą warstwą, albo jako krem na noc. Ja wole tą drugą opcję, jest bardziej ekonomiczna, a działanie takie samo :).

Energetyzującego kremu Cellular Water Cream INSTITUT ESTHEDERM używałam tylko na dzień i to w dni, kiedy nie nakładałam makijażu. Przyznam się, że byłam nim zachwycona (ślicznie pachniał i pięknie nawilżał na cały dzień) i skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie (miałam tylko mini produkt).

Wodnego kremu BISHOJO używałam jedynie na dzień pod makijaż i byłam z niego bardzo zadowolona. Taki niepozorny, a uwielbiałam go stosować. Był niezwykle lekki i błyskawicznie się wchłaniał. Po chwili nie było go zupełnie czuć na twarzy, a efekt nawilżający był bardzo spoko. Ten krem bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.

Krem pod oczy Postquam DNA wspominam bardzo dobrze i choć miałam tylko próbkę, to starczyła mi na długo. Chciałam kupić pełnowymiarowe opakowanie, ale cena niestety trochę poraża. Może innym razem ;)

Zużyłam również ampułkę z witaminą C Synchrovit i kwas hialuronowy Hialu-Pure Forte 3%, ciężko mi się wypowiedzieć na temat tych dwóch produktów. Ampułkę w witaminą C miałam tylko jedną, więc nie zdążyłam zauważyć efektów stosowania, a kwas ten hialuronowy nie wyróżniał się niczym na tle podobnych produktów, no..., może tylko tym, że z nakrętka była fatalna i nie można jej było zakręcić :/


Lakier do włosów TAFT 7-days ANTI FRIZZ był rzeczywiście bardzo mocny, ale niestety sklejał włosy. Nie mam pojęcia skąd się wzięło te 7 dni, ale nie wyobrażam sobie nie myć włosów przez tak długi czas ;) Generalnie, jeśli chodzi o mocne utrwalenie jest to dobry lakier, ale za tym idzie również bardzo mocne sklejenie włosów.

Suchy Szampon GotToBe był ostatnim jaki zużyłam i więcej nie będę się bawiła w absolutnie żadne suche szampony! Cichaczem wyrządziły na mojej głowie i włosach spustoszenie ogromnych rozmiarów (suchość skóry głowy, suchość i łamliwość włosów i ich wypadanie) więc dostały bana! Koniec!

Dezodorant w spray-u Fa spisał się bardzo dobrze. Bez problemu radził sobie z potem i przykrym zapachem, a dodatkowo ładnie pachniał. Nie mam żadnych zastrzeżeń.

Emulsja do higieny intymnej Cień z Lidla spisywała się bardzo dobrze i osobiście nie mam do niej żadnych zastrzeżeń. Robiła dużą pianą i szczerze mówiąc nie wiem, czy to dobrze, jeśli chodzi o płyny do higieny intymnej, ale żadnych problemów z tym związanych nie miałam.

Zdenkowałam również dwie pasty do zębów. Moją ulubioną Pearl Drops - Lasting Flawless White, którą uwielbiam i uważam za najlepszą, wybielającą pastę do zębów na rynku, a także pastę węglową, wybielającą SEYSSO. Seysso niestety nie była najlepsza. Wybielania ne zauważyłam, a w smaku była obrzydliwa. :(


Skończyły mi się również dwie odżywki do paznokci: Eveline Sensitive 8w1 i Nailtiques. Z Eveline byłam bardzo zadowolona bo świetnie wzmacniała i utwardzała paznokcie, a przy tym długo się na nich trzymała (lakier przez długi czas nie odpryskiwał). Nailtiques niestety bardzo mnie zawiodła, bo o ile dobrze utwardzała i może nawet trochę i wzmacniała paznokcie, to odpryskiwała jeszcze tego samego dnia, w którym została nałożona na paznokcie. Szkoda, bo jej cena do niskich nie należy. :(

Top Eveline miniMAX był bardzo dobry. Mocno utwardzał, szybko wysychał, był trwały i świetnie nabłyszczał. Nie można chcieć więcej! 

Niestety wysechł mi TOP Hybrydowy marki makeAR, chyba niezbyt dobrze zakręciłam nakretką. Top tak bardzo zgęstniał, że nie nadaje się już do niczego. Bardzo żałuję, bo marka makeAR jest jedną z najlepszych marek hybrydowych na rynku. bardzo Wam polecam!

Trzech pomadek pielęgnacyjnych do ust niestety nie zdołałam zużyć i żegnam się z nimi bez żalu! 
MIYO Melon Kiss okropnie barwiła usta na różowo, ja bardzo nie lubię takiego efektu. Poza tym jej właściwości pielęgnacyjne nie były wysokich lotów. Raczej przeciętne.
bebe Young Care miała okropny smak, bieliła usta na biało i niezbyt dobrze je natłuszczała. Okropna!
Na koniec ISANA tropikalna, która zupełnie nie nawilżała i nie natłuszczała, była toporna i twarda, jak kamień. Nic mi z tego, że ładnie pachniała, bo nie służyła mi do tego, do czego powinna.


Zużyłam jeszcze dwa opakowania płatków kosmetycznych. Te z Biedronki są świetne, mają scalone brzegi i nie rozwarstwiają się. Bardzo dobrze zmywa się nimi nawet bardzo oporny makijaż. Płatki z Rossmanna są tragiczna, a niestety mam jeszcze jedno opakowanie do zmęczenia. tak dawno ich nie używałam, że zapomniałam, jak są tragiczne. :/ Rozwarstwiają się nawet już przy wyjmowaniu z opakowania, a co dopiero przy demakijażu. 

Zużyłam również kilka saszetek o których nie będę się rozpisywać, bo nie ma za bardzo o czym i opakowanie chusteczek do demakijażu z minerałami z Morza Martwego Seacret. Swoja drogą bardzo skuteczne i nawet delikatne dla skóry, ale ich cena w sklepie jest bardzo wysoka i raczej nie sądzę, że kiedykolwiek wydam ponad 100 zł na chusteczki do demakijażu. Mój denkowy egzemplarz znalazłam niegdyś w jednym z kosmetycznych box-ów.


To byłoby na tyle... UFF... . Dobrze, że nie zużyłam już nic więcej, bo tego posta pisałabym chyba przez tydzień ;)

Buziaki :*
Nowszy postNowszy post Poprzedni postStarszy post Strona główna

14 komentarzy:

  1. Miałam piankę Himalaya Herbals, a olejek MIYA czeka jeszcze w zapasie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tego szampony arganowego od razu się pozbyłam - w sumie nawet nie wiem jak do mnie trafił :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale denko! Maseczkę Urban Detox miałam i żel Biolaven.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znów się tego tyle nazbierało, że pisałam tego posta całe wieki ;)

      Usuń
  4. naprawdę sporo produktów, przez to , że nie robię już denka mam wrażenie, że prawie niczego nie zużywam a na pewno tak nie jest

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie dlatego nie zamierzam przestać robić denka :)

      Usuń
  5. sporo produktow, ale nie uzywalam zadnego z nich :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Spore denko tak jak i moje widzę:) To moje ulubione wpisy na blogach :) Miaalm płyn do demakijażu z Kueshi i chusteczki z Shiny:)

    OdpowiedzUsuń
  7. hoho, denko konkretne :) I znam z niego tylko płatki kosmetyczne :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz!